Nie włożył kasku w ramach protestu i zginął - nieszczęśliwy wypadek w Nowym Jorku

Czasami los się od nas odwraca! Tak było w przypadku motocyklisty, który zginął w Nowym Jorku podczas protestu. 55 letni Philip Contos, właściciel lśniącego Harley-Davidsona razem z 500 innymi motocyklistami ze stowarzyszenia American Bikers Aimed for Education (ABATE) starał się przekonać władzę, że przepis nakazujący jazdę w kasku jest niepotrzebny. Na nieszczęście to właśnie kask uratowałby mu życie. Według świadków zdarzenia, Contos za mocno nacisnął hamulce i przeleciał nad kierownicą. Spadł tak nieszczęśliwie, że głową uderzył o chodnik. Został przewieziony do lokalnego szpitala, tam stwierdzono jego zgon. Policja twierdzi, że wypadek nie byłby śmiertelny gdyby Contos miał na głowie kask. Pomimo tak ewidentnego dowodu na to, ze kaski ratują życie uczestniczy protestu nie zaprzestali manifestacji. To się nazywa ironia losu - zginąć, protestując przeciwko temu co mogło uratować życie.