
Zawieszenie tego motocykla to rezultat całej dekady rozwijania koncepcji R1. Bez większych modyfikacji można na tym zawieszeniu wystartować w poważnych zawodach. W przypadku codziennego wykorzystania motocykla, fabryczne nastawy są rozsądnym kompromisem pomiędzy sportową twardością, a komfortem przydatnym w czasie jazdy po ulicy. Jako, że zawias dysponuje pełną regulacją, każdy zainteresowany znajdzie odpowiednie dla siebie ustawienia. Jak na maszynę o pojemności 1000 cc motocykl jest wyjątkowo poręczny. Gdy już szybko złożymy maszynę w zakręt, będziemy w stanie precyzyjnie utrzymać kierunek jazdy i wcześnie nawijać gaz na wyjściu z niego. Tak na hamowaniu, jak i przy przyspieszaniu motocykl jest stabilny i przewidywalny. Nawet w przypadku wyczynowej jazdy po torze, dobrze ustawione zawieszenie ograniczy do minimum wszelkie przejawy „łapania ryby", czy shimmy. Testowana przez nas generacja jest sporym postępem w odniesieniu do wcześniejszych modeli i konkurencji.
Miłym dodatkiem są nowe, sześciotłoczkowe hamulce. Piszę o nich, jako o dodatku, bo te wcześniejsze radziły sobie doskonale i po dziś dzień stosowane są w innych modelach Yamahy. Szkoda, że układy nie są wyposażane fabrycznie w stalowe przewody hamulcowe. Wyraźnie poprawiają one wyczucie i dozowalność hamulców. Zwiększają ponadto odporność układu hamulcowego na ekstremalne obciążenia na torze.Jeszcze słowo o samym obcowaniu z tą maszyną. R1 zawsze wyróżniała się na tle konkurencji wysokim komfortem. Ergonomia tego motocykla stoi na najwyższym poziomie. Nawet dłuższe wypady nie są straszne dla użytkownika tej maszyny. Warunkiem komfortowego podróżowania jest jazda solo. Pasażer nie tylko wprowadza sporo niestabilności do zachowania sportowego motocykla, ale także obciąża kierowcę przy każdym hamowaniu i przyspieszeniu. Wysoko podciągnięte podnóżki, wysoko poprowadzone wydechy oraz brak uchwytów będą solidnymi argumentami do wyperswadowania wspólnych lotów napalonej pasażerce.Minusem w przypadku tej maszyny jest brak schowka. Nie oczekuję tutaj, aby w sportowej maszynie mieścił on kask integralny, ale dobrze jest czasem mieć gdzie schować spray do opon i inne drobiazgi, które w przypadku wypadu na tej maszynie trzeba zabrać w plecaku. Dużym minusem, na tle konkurencji, jest brak wyświetlacza zapiętego biegu. Oczywiście można obejść się i bez tego, ale dodanie tego gadżetu ułatwia życie w czasie walki w miejskiej dżungli, a początkującym pomaga także na torze.Yamaha R6 model 2008Popularność sportowej klasy średniej, czyli 600, na dobre uformowała się w latach 90. Honda w owym czasie święciła triumfy ze swoim modelem CBR600F. Yamaha nie dysponowała motocyklem dostatecznie szybkim, aby przełamać dominację Hondy oraz coraz mocniejszą pozycję Suzuki. Przełom nastąpił w roku 1999, kiedy świat ujrzał maszynę o nazwie R6. Nowy motocykl znokautował konkurencję, która długo nie mogła dojść do siebie, tak jeśli chodzi o sprzedaż, jak i wyniki sportowe.
Od tego czasu Yamaha stale utrzymywała model R6 na absolutnym topie, modyfikując i usprawniając swoją 600. Rok 2006 to kolejne mocne uderzenie japońskiego producenta, po którym konkurencja z głuchym jękiem opadła na deski rynkowego ringu. Nowa, ultra kompaktowa R6 z kosmicznym silnikiem kręcącym się do obrotów osiągalnych do tej pory dla silników turboodrzutowych, rozstawiała resztę stawki po kątach, tak na torze, jak i na ulicy. Dziś mamy rok 2008 i kolejna generacja sportowych 600 Yamahy staje do rywalizacji z maszynami innych producentów. Zgadnijcie, kto ponownie jest faworytem?
Aby
powyższe komplementy pod adresem R6 nie były gołosłowne dodam tylko, że
najnowszy model Supersporta Yamahy wygrał w cuglach tegoroczną
rywalizację w konkursie Master Bike. Ponadto niezłe wyobrażenie o
potencjale tej maszyny daje rywalizacja w mistrzowskiej klasie
Supersport 600 WSBK. Na naszym podwórku, od początku sezonu,
praktycznie każde pudło w klasie Supersport 600 okupowane jest właśnie
przez R6. Wrodzony talent do ścigania zaowocował, w przypadku tej
maszyny, licznymi pucharami markowymi.
Nie
będzie żadnym wyolbrzymieniem jeśli powiem, że R6 to maszyny podziwiane
i hołubione. Dzieje się tak dlatego, że Supersport Yamahy to nie tylko
moc, osiągi i suche parametry. To także styl i jakość wykonania.
Dosiadając tego motocykla czujesz przez skórę, że obcujesz z maszyną,
która wyrasta ponad konkurencję, która wyznacza nowe trendy. Rzućmy
okiem, jakie trendy obowiązywały będą w tym i przyszły sezonie.
Najnowszy
model jest zmodyfikowaną generacją, jaka gościła w salonach w ubiegłych
dwóch latach. Nie dajcie się jednak zwieść pozorom. Sam silnik to ponad
50 zmian, w tym przede wszystkim wprowadzenie układu Yamaha Chip
Controlled Intake, usprawniającego wymianę ładunku w silniku w zakresie
średnich i niskich obrotów. Zmiany dotknęły także zawieszeń, ramy oraz
nadwozia.
Yamaha
R6, to przede wszystkim motocykl dynamiczny. Jest to wynik
wykorzystania bardzo mocnego silnika w bardzo lekkim motocyklu. Sama
jednostka napędowa czuje się najlepiej powyżej 8000 obrotów, niemniej
jednak w dolnym i średnim zakresie motocykl sprawuje się nienagannie i
w pełni przewidywalnie. To doprawdy imponujące, że tak wysilona
jednostka napędowa (blisko 216 KM / litr pojemności) może legitymować
się tak wysoką kulturą pracy. Jest to oczywiście zasługa dopracowanego
układu wtryskowego, odpowiedniego oprogramowania komputera sterującego
silnikiem, a także wspomnianego układu YCC-I. Dla niedoświadczonego
kierowcy łagodność R6, przy niższych obrotach, może być nieco
zwodnicza.
O
tym, że wielu uważa R6 za motocykl czysto torowy, przystosowany jedynie
do jazdy po ulicy, decyduje w dużym stopniu zawieszenie. Jest ono tak
naprawdę fabrycznie przystosowane do jazdy po torze. Geometria
podwozia, mały rozstaw osi, zestrojenie - wszystko to sprawia, że
sprzęt ten sam kładzie się w winkle, daje się wspaniale w nich
kontrolować. Przekładanie R6 z kolana na kolano to czysta przyjemność,
dostępna nie tylko dla wyczynowych jeźdźców, ale także amatorów, którzy
lubią odwinąć na torze, czy choćby na krętej drodze o porządnej
nawierzchni. No właśnie... nawierzchni. Radykalne, sportowe
ukierunkowanie odbiera dużą część przyjemności z jazdy z tym motocyklem
po dziurawych drogach, czyli takich jakie u nas dominują.
Ciekawostką
jest fakt, że praktycznie od początku swojej egzystencji na rynku, R6
ma te same hamulce. Mowa tutaj o legendarnych już dziś
czterotłoczkowych zaciskach kutych z jednego kawałka metalu. Moc i
dozowalność tych hamulców są tak znakomite, że na przestrzeni lat nie
wymagały żadnego usprawniania. W poszczególnych latach zmieniało się
jedynie mocowanie zacisków, które teraz jest radialne. Przydałyby się
jeszcze stalowe przewody hamulcowe.
Jeżdżąc na R6
zapomnijmy też o długich wakacyjnych wyprawach, romantycznych
wycieczkach z pasażerem. Ten motocykl nie został do tego stworzony.
Mimo to, pozycja za sterami jest bardzo wygodna. Pod względem wymiarów
Yamaha R6 jest tylko nieznacznie mniejsza od modelu R1. W efekcie nawet
osoby o dużym, dochodzącym do 190 cm, wzroście bez trudu znajdą za
kierownicą wygodną pozycję. Również siedzisko zostało wyprofilowane
tak, że przy normalnej jeździe znajdujemy się w bardzo wygodnej pozycji
nad przednią owiewką. Tym, co jednak zniechęca do wspomnianych wyżej
dalszych wycieczek, jest twarde zawieszenie, brak ochrony przed wiatrem
i domagający się wysokich obrotów silnik. Zawiodą się także wszyscy,
którzy liczą na pojemny schowek, wyświetlacz zapiętego biegu czy inne
udogodnienia.
Dodaj komentarz
logowania się za każdym wejściem, musisz się zarejestrować lub zalogować.
Zaloguj się
Komentarze do:
Yamaha R1 i R6 2008







